środa, 7 marca 2012

Niebo będzie w niebie

http://www.teologia.protestanci.org/artykuly/art63.php 

Mateusz Wichary: "Niebo będzie w niebie."

Może to brzmi jak oczywistość, niemniej niebo będzie w niebie. I w związku z tym, wszystko, co się z niebem łączy, również będzie właśnie w niebie. Czyli wszelka doskonałość; absolutne szczęście, całkowity brak problemów. To wszystko będzie w niebie, a nie na ziemi, bo niebo będzie w niebie.

Czasem oczekując na pewne ważne decyzje w naszym życiu pomimo owej oczywistości faktu, że niebo będzie w niebie, zaczynamy się zachowywać w taki sposób, jakbyśmy oczekiwali na niebo na ziemi. Innymi słowy, mylimy je z niebem. Na przykład, są zbory, które mogą mylić niebo ze zbudowaniem czy kupieniem kaplicy. Wtedy, mówią, rozwiążą się wszystkie nasze problemy. A to przecież nieprawda. Czasem również jako zbory czy nawet okręgi mamy jakaś sprawę, która szczególnie nam doskwiera, jakiś problem, który bardzo mocno nas uwiera. I też jakoś nam się zaczyna wydawać, że jak już to coś pchniemy, czy rozwiążemy, to będzie niebo na ziemi.

Czasem pastorom może się wydawać, że jak tylko coś się ruszy w naszym zborze (coś, co stoi, jakaś służba, czy w ogóle, marazm, jaki zapanował wśród zborowników, brak ożywienia, zainteresowanie bardziej sobą niż Bogiem), to wtedy już pójdzie jak po maśle. Wszystko będzie inne. I znów, to nieprawda. Nie wszystko. Pojawią się nowe problemy, których być może nawet sobie nie wyobrażaliśmy, że mogą przyjść i skąd mogą przyjść.

Podobnie może być w życiu osobistym. Jakaś siostra, która bardzo oczekuje na męża, może sobie myśleć: tylko jego mi brakuje do pełni szczęścia. Oczywiście, to nieprawda. Samotność ma swoje problemy i małżeństwo ma swoje. Po prostu owa siostra jeszcze ich nie widzi, a brak, który odczuwa, sprawia, że ma zupełnie nierealistyczne spojrzenie na świat. Podobnie sprawa może wyglądać z oczekiwaną z utęsknieniem pracą, szczególnie, gdy jesteśmy bezrobotni. Wtedy, myślimy sobie, wszystko się zmieni w 100%. I znów, to nieprawda. Bezrobocie ma swoje problemy i bycie pracownikiem, czy nawet szefem, również. Albo, nowe mieszkanie. Młode małżeństwo może oczekiwać na nie bardzo mocno. Szczególnie, kiedy to ich wymarzony własny kąt. Wtedy, myślą sobie, wszystko się jakoś ułoży. I znów, to nieprawda. Nie wszystko.

Podobnie może tez być w osobistym życiu duchowym. Nowonawrócona osoba może z wielkimi oczekiwaniami wypatrywać swojego chrztu. Wtedy będzie członkiem zboru, doświadczy również zapłacenia ceny za swoje uczniostwo ze strony niewierzącej rodziny, przez jednoznaczne utożsamienie się z danym zborem i wyznawaną przezeń wiarą. Wtedy zacznie żyć pełnią życia chrześcijańskiego. I oczywiście, to wszystko będzie miało miejsce, niemniej z tą pełnią to nie do końca jest prawda. Życie chrześcijanina na ziemi jest życiem chrześcijanina na ziemi, a nie w niebie, co oznacza że wszystko się nie zmieni.

Znów chrześcijanie dłużej wierzący mogą wyczekiwać na jakiś punkt zwrotny w swym życiu. Może tęsknią do zupełnej bezgrzeszności; mają wielkie pragnienie bycia zupełnie świętym i oddanym Bogu. I szukają sposobu, by tak właśnie się zaczęło w ich życiu dziać. To może sprawić, że zaczną słuchać osób, które będą ich namawiać do przeżycia chrztu w Duchu Świętym, czy tez wzywać do napełnienia się Duchem. Wtedy, obiecuje im się, wszystko się zmieni. Zaczniesz być tak święty jak jeszcze nigdy nie byłeś (czy byłaś). Zapanuje w Twoim życiu wreszcie prawdziwa doskonałość świętości. To znów, oczywiście kłamstwo. Uwolnienie od tego ciała śmierci nastąpi dopiero, gdy Chrystus powróci; niebo będzie w niebie.

Oczywiście, te kroki, czy chwile, które opisałem w bardzo istotny sposób ZMIENIĄ bądź mogą zmienić nas i nasze życie. Nowa kaplica z pewnością jest wspaniałym narzędziem, które Bóg może użyć aby rozkrzewiać szerzej Ewangelię; które ułatwia nam głoszenie, oraz w końcu, które daje nam radość i umożliwia np. dłuższe społeczności, czy organizowanie różnych zborowych wydarzeń w tygodniu. Rozwiązanie jakiegoś palącego problemu z pewnością oczyszcza kościół i daje fundament pod budowanie czegoś nowego. Przełamanie snu duchowego w zborze niewątpliwie sprawi, że zaczniemy doświadczać nowych, wspaniałych błogosławieństw. Małżeństwo znów, poza decyzją o zaufaniu Chrystusowi, jest prawdopodobnie najbardziej brzemienną w skutki decyzją życia. Nowa praca czy nowe mieszkanie jest wspaniałym źródłem radości a przede wszystkim w oczywisty sposób pomaga nam żyć. Chrzest czy doświadczenie Bożej bliskości w jakiś szczególny sposób to również doświadczenia, które kształtują bardzo wyraźnie nasze życie.

Czy pamiętamy jednak, że niebo będzie w niebie? Czy pamiętamy, że pomimo niewątpliwej wartości tych wszystkich wydarzeń one nie są odpowiedzią na wszystkie problemy? Że nie sprawią, że pozbędziemy całkowicie się bólu, cierpienia, rozczarowań, grzechu w naszym sercu, problemów i w końcu konieczności ciągłego wyczekiwania na to miejsce, gdzie właśnie tego wszystkiego - w odróżnieniu od ziemi - już doświadczać nie będziemy?

Jeśli o tym nie pamiętamy, to żyjemy fikcją. Czyli karmimy się złudnymi nadziejami, "pobożnymi życzeniami"; naiwnymi i nie mającymi nic wspólnego z Bożą prawdą ckliwymi myślami, które wcale się Bogu nie podobają, bo są cukierkową, nie mającą zbyt wiele wspólnego z prawdziwym chrześcijaństwem bajeczką; są oczekiwaniem na drogę na skróty, które nie ma. Niebo będzie w niebie, a teraz jesteśmy na ziemi, i doświadczamy tego wszystkiego, co się z ziemią wiąże.

Oczywiście, mamy prawo oczekiwać od Boga, że będzie lepiej. Że będzie nas zmieniał; że będzie rozwijał nasze zbory; że będzie czuwał nad naszym życiem; że będzie nas prowadził, i przekształcał mocą Ewangelii Chrystusowej i swego Ducha. Mamy prawo oczekiwać na Boże działanie. Mamy prawo, i zaszczyt i wielki przywilej prosić Boga o Jego ingerencję, i posiadamy wspaniałe obietnice, że prawdziwie słucha nas, i chce słuchać, i chce odpowiadać i zmieniać świat poprzez nasze modlitwy. Niemniej, niebo będzie w niebie.

Doznasz rozczarowania, jeśli o tym zapomnisz. Oczekując nieba na ziemi, prędzej lub później przekonasz się, że niebo będzie w niebie. Tak to Bóg zaplanował i tak to właśnie będzie. I będzie to bolało. Więcej, może nawet zwrócisz się z pretensją do Boga: "Boże, to nie tak miało być. Dlaczego znów doświadczam cierpienia? Dlaczego dalej są problemy? Dlaczego to już nie jest czas na odpoczynek, ale cały czas musze walczyć ze sobą, z moim grzechem? Dlaczego? Boże, czy mnie opuściłeś? Czy ja w ogóle jestem Twoim dzieckiem? A może to Ciebie tak naprawdę nie ma?"

Dalej, jeśli kogoś nauczałeś, że niebo może być na ziemi, to możesz zranić ludzi. A Pan Jezus wyraźnie powiedział, że lepiej by było dla Ciebie, byś zginął, niż byś zgorszył maluczkich (Mt 18:6). Nie wolno nam dawać innej nadziei, niż tej opartej na Bożych obietnicach, bo innej po prostu nie ma. I ta, która jest, jest wspaniała, choć często nie zaspokaja naszego pędu do doświadczania wszystkich błogosławieństw teraz. A teraz jeszcze na pełnię nie jest czas. Bo niebo będzie w niebie. Dlatego również taka postawa nie oddaje chwały Bogu, bo lekceważy cechy etapu w historii zbawienia, który dał Bóg.

Cóż więc mamy robić? Myślę, że odpowiedzią jest dla nas Księga Kaznodziei Salomona. Salomon widział bardziej niż każdy z nas zarówno blaski jak i cienie życia. Mógł mieć wszystko i w pewnym sensie wszystko, przez swoje odstępstwo od Boga, stracił. Doświadczył i dobrego i złego w stopniu, w którym nam to nie jest dane. Jego kazanie uczy nas trzech rzeczy: po pierwsze, bardzo wyraźnie, że ziemia to nie niebo. Marność nad marnościami. Nie zaprzeczajmy temu. To głupota, marzycielstwo czy wręcz szaleństwo temu zaprzeczać. Po drugie, że mamy się cieszyć. Bo mamy w owej marności, pomimo pewnej niedoskonałości, którą wszystko jest naznaczone, powody ku temu; i brakiem wdzięczności wobec Boga jest lekceważenie tych błogosławieństw, które na nas zsyła - jedzenia, picia, piękna żony (siostry musza wybaczyć Salomonowi typowo męski punkt widzenia - w końcu był mężczyzną; niemniej, z pewnością wniosek Salomona odnosi się również do sióstr i ich mężów) i możliwości życia wiarą, w pojednaniu z Bogiem, w którego ręku jest wszystko. W końcu, po trzecie, że należy pamiętać o dniu sądu. A więc, że niebo nadejdzie. Przynajmniej dla niektórych. I w związku z tym, będąc owymi niektórymi, mamy pełne prawo żyć w owej wielkiej radości, że niebo będzie niebem, i choć na razie nieba nie ma, to będzie, a my tam będziemy.

Szanowny Czytelniku! Czy masz pewność, że Ciebie tam nie zabraknie? Obyśmy się tam wszyscy spotkali; obyśmy teraz potrafili się cieszyć z tego, co Bóg nam daje; i również teraz cieszyć się tym, co, choć nie jest, to z pewnością będzie. Bo niebo, nie co innego, ale prawdziwe niebo, będzie w niebie!